Niech nad martwym wzlecę światem [...]
Pisał nasz kochany wieszcz.
Ja odnoszę wrażenie wręcz odwrotne - że mi owa mickiewiczowska młodość skrzydła podcina. Skrzydełka moje bujne i od dziecięcia hodowane. Złośliwa młodość, no.
Prawda jest taka, że CAŁKIEM młoda to ja już nie jestem. Dobra, ok, stara też nie, staro się nie czuję i ćwierćwiecza nawet jeszcze nie osiągnęłam, ale dowód to mam już od kilku lat. Muszę jednak bardzo świeżo (żeby nie powiedzieć - dziecinnie) wyglądać, gdyż nagminnie spotykam się z ogromnym zdziwieniem ze strony nowo poznanych, gdy w trakcie rozmowy wypływa kwestia mojego wieku.
Zwłaszcza w pracy zdarzyło mi się to tyle razy, że już nie liczę.
Newralgiczne sytuacje są najczęstsze, gdy gadki toczą się wokół tematu studiów i przypadkiem wymsknie mi się, że ja na ostatnim roku jestem i pracę magisterską piszę. Wtedy to (zawsze, ZAWSZE) na twarzy rozmówcy pojawia się wyraz całkowitego niezrozumienia, a z ust pada magiczne pytanie: "To ile Ty masz lat?"
Początkowo mnie to bawiło.
Nawet obiektywnie patrząc jest to dość miłe, że młodo wyglądam.
Ale po niewiadomojużktórym uświadamianiu kogoś, że jestem na ostatnim roku studiów (NIE, NIE LICENCJACKICH! MAGISTERSKICH DO CHOLERY! - co do tego też już były wątpliwości) stało się do dla mnie lekko irytujące.
Na szczęście w sklepach już mnie o dowód nie proszą.
Od jakiegoś roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz