Święta wszelakie to przedziwny czas. Czas, który jako dziecko uwielbiałam, bo kojarzył mi się z niecodziennością, czystością domu (pomijając, że wskutek znienawidzonego sprzątania), pysznymi ciastami i błogim lenistwem. W miarę upływu lat moje postrzeganie świata, w tym także i świąt ewoluowało nieco i pewne rzeczy, które niegdyś wydawały się takie fajne, już takimi nie są. Święta i przygotowania do nich teraz przede wszystkim kojarzą mi się z nerwówką. W tym roku, o dziwo, nie pokłóciłam się z nikim (jeszcze nie wszystko stracone!), ale patrzę na to raczej jak na wyjątek potwierdzający regułę.
Religijnie również nie umiem ich przeżyć tak, jak kiedyś.
Zdarza mi się tęsknić trochę za czasami, kiedy Triduum Paschalne było dla mnie niesamowitym przeżyciem, a po powrocie z kościoła kręciłam się nerwowo, bo czułam, że powinnam być dalej TAM, że za krótko byłam na adoracji i zastanawiałam się, czy może iść jeszcze raz.
Teraz trochę się to zmieniło. W sumie sporo się zmieniło, głównie priorytety i spojrzenie na pewne sprawy. Inna jestem niż kiedyś. Czy to oznacza, że bardziej dorosła? Tego nie wiem, ale wydaje mi się, że w końcu moje poglądy są bardziej moje niż kiedyś. Dawniej były to raczej poglądy osób, którymi byłam zafascynowana i do których chciałam się upodobnić.
Koniec górnolotnych przemyśleń.
Wesołych ŚWIĄT! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz